poniedziałek, 27 lutego 2017

W sieci kłamstw - rozdział 12.

O matko... tak, wiem, bardzo dawno nic tutaj nie dodawałam. Tyle miesięcy... naprawdę mi głupio x.x
Wakacje jak to wakacje - bardziej się myślało o wyjściu gdzieś ze znajomymi, niż o czymkolwiek innym. Potem studia bardzo zajmowały mi czas, tak samo jak opowiadania pisane z Iris (pewnie część z Was kojarzy nasze wspólne blogi). Chociaż powiem wam, że bloga pisanego z nią też zaniedbałam... Ale chyba pora to zmienić prawda?
Mam nadzieję, że uda mi się wrócić tutaj i wstawiać coś w miarę regularnie. Niczego nie obiecuję, ale postaram się dla Was! Trzymajcie kciuki, żeby się udało! ^^



Jak się okazało, moje obawy były uzasadnione. Rano spotkałem się z Sabiną i Kairą. Mieliśmy odstawić moją dziewczynę na rehabilitację, a później ją z niej odebrać. 
Po spełnieniu tego zadania przez godzinę łaziliśmy bez celu po mieście, aż w końcu zaproponowałem, żebyśmy zobaczyli, w jakim stanie jest dom Lyona. Duża część była zniszczona pożarem, a okna rzeczywiście zostały rozpieprzone w drobny mak.
- Łooł, musiała być dobra biba – powiedziała Sabina, przyglądając się zniszczeniom. 
- Jak widać wyszedłem stamtąd w porę. Lyon to mój kolega, tak w ogóle. – Westchnąłem i przeczesałem włosy palcami. – Chodźmy stąd – mruknąłem.
Odwróciłem się na piecie i wpadłem na kogoś. Ta osoba od razu wykorzystała fakt, że jestem tak blisko i objęła mnie w pasie, przyciskając do siebie. Uniosłem głowę go góry i wcale nie byłem zaskoczony, gdy moim oczom ukazał się Sting. 
No oczywiście, na miły początek dnia musiał się tu napatoczyć, frajer. Położyłem rękę na jego klatce piersiowej, delikatnie (no dobra, nie aż tak delikatnie) acz stanowczo go odpychając. Uśmiechnął się drwiąco, nie chcąc mnie puścić.
- Puszczaj, debilu. Co ty odpierdalasz? – Warknąłem, wyrywając się z jego uścisku.
Spojrzałem na Sabinę, która lustrowała blondyna od stóp do głów. Znałem to spojrzenie.
- Ej, Saba, tylko się nie zakochaj – mruknąłem cicho, tak, żeby tylko ona usłyszała.
Zaśmiała się głośno, ściągając tym na siebie uwagę Stinga.
- A ty, kim jesteś? – zapytał, unosząc lekko brew do góry.
- To moja przyjaciółka, Sabina – odpowiedziałem za nią, przy okazji próbując powstrzymać chęć przyjebania mu czymś twardym. Nawet zdążyłem namierzyć w okolicy sporego kamienia, który idealnie komponowałby się z jego twarzą.
- Przyjaciółka jego i jego dziewczyny – wtrąciła Sabina, kładąc nacisk na dwa ostatnie słowa.
Przybrałem obojętny wyraz twarzy, który zniknął równie szybko, jak się pojawił.
- Dziewczyny, tak? Chyba za bardzo nie myślałeś o swojej dziewczynie, kiedy się ze mną pieprzyłeś, co? – Sting wyraźnie starał się nie roześmiać.
Fakt – nikomu stąd oprócz Gajeela nigdy o Kairze nie mówiłem, a tym bardziej Stingowi czy też Grayowi. Mniejsza z tym. Teraz skurwiel przesadził. 
Sabina patrzyła na mnie ze zdziwieniem, a ja zamarłem w bezruchu. Nie spodziewałem się, że on to powie. Ta sytuacja miała zostać między nami.
Zacisnąłem dłonie w pięści, posyłając mu gniewne spojrzenie.
- Nie patrz tak na mnie. Już ci mówiłem, że chcę mieć ciebie na wyłączność, Natsu – powiedział, uśmiechając się szelmowsko. – I w końcu będę miał. 
Zanim zdążyłem się zorientować, co się dzieje, ugryzł mnie w dolną wargę, a potem po prostu sobie poszedł. 
Dalej stałem jak wmurowany, nie wiedząc, co zrobić. Nosiło mnie. Miałem ochotę mu zajebać. Zrobić cokolwiek, żeby tylko zamknął mordę i przestał komplikować mi życie.
Jednocześnie czułem się bezsilny. Mimo że nie trawiłem tego gościa, coś mnie do niego ciągnęło. Nie, nie kochałem go. Nie umiem tego wytłumaczyć.
- Natsu, on mówił prawdę? – zapytała zaczepnie Sabina.
Odetchnąłem ciężko i pokiwałem głową. Nie mogłem patrzeć jej w oczy.
- No wiesz… Akurat o to bym cię nigdy nie podejrzewała. Wiem, jak kochałeś Kairę…
- Właśnie, kochałem. Jestem gejem i mam tego pełną świadomość, Sab. – Przerwałem jej. – Dużo się zmieniło, odkąd tu przyjechałem. W dodatku Kaira tyle czasu milczała, nikt z tamtego miasta się do mnie nie odzywał. Nic nie wiedziałem o wypadku. Każdy miał w dupie to, że się martwię – wyrzuciłem z siebie jednym tchem.
Przez chwilę staliśmy w ciszy i tylko mierzyliśmy się spojrzeniem. 
- Nikt nie chciał cię martwić jeszcze bardziej. Poza tym od zawsze wiedziałam, że jesteś gejuchem. – Zaśmiała się. – Tylko szkoda, że twój przystojny kochanek też nim jest, brałabym. – Westchnęła, przytulając się do mnie. – Nie martw się, Kairze nic nie powiem. Sam będziesz musiał to zrobić.  – Puknęła mnie palcem w czoło i mrugnęła do mnie. – Poza tym widzę, że to nie wszystko. Musisz mi dokładnie opowiedzieć, co się działo przez te kilka miesięcy. I nie odpuszczę, dopóki tego nie usłyszę. – Pociągnęła mnie w kierunku domu swojej babci.
Odetchnąłem głęboko. Zanosiło się na kilka godzin rozmowy.

***

Skończyłem mówić akurat wtedy, kiedy już trzeba było wychodzić po Kairę. Sabina zawsze potrafiła słuchać. Nie przerywała mojego wywodu, chyba że czegoś nie zrozumiała. Trzeba przyznać, że moja sytuacja była ciut skomplikowana. Trochę bardziej, niż ciut, co zresztą stwierdziła sama Sabina. Dodała też, że pomoże mi jak tylko będzie potrafiła. 
Po odstawieniu obu dziewczyn do domu, natknąłem się na Graya.
Chciałem go zatrzymać, kiedy minął mnie bez słowa. Zamiast tego powiedziałem głośno: - Powodzenia z Juvią.  
Nie dostałem odpowiedzi.

***

W domu dalej zawzięcie mnie ignorowano. Z jednej strony to było dobre, ale z drugiej uciążliwe. Mimo że się już do tego przyzwyczaiłem, to i tak trochę dobijało. Postanowiłem więc się przełamać i poprosić o zawieszenie broni. Wbrew pozorom – dużo im zawdzięczałem.
Każdego wieczora przesiadywali w salonie przed telewizorem. Tym razem też tak było. Wszedłem do pomieszczenia i odchrząknąłem. Jak mogłem się spodziewać – zero reakcji.
- Chciałem was przeprosić. Byliście na tyle mili, żeby zabrać mnie z domu dziecka, dać mi swoje nazwisko i zaopiekować się mną, a ja tylko robię problemy. Brakuje mi moich biologicznych rodziców, chociaż prawie ich nie pamiętam… Też musicie mnie zrozumieć – powiedziałem jednym tchem.
Matka wyraźnie się spięła, a ojciec głośno wypuścił powietrze z płuc. Podniósł na mnie wzrok i pierwszy raz od tak długiego czasu odezwał się do mnie: - Nigdy nie daliśmy ci wystarczająco wiele rodzinnego ciepła. To normalne, że się buntowałeś i nadal buntujesz. 
- Chyba teraz jest za późno, żeby to naprawić. Jesteś prawie dorosły – wtrąciła się matka.
Nie wiedziałem, co więcej mógłbym powiedzieć, więc po prostu wzruszyłem ramionami. 
- Kochamy cię, Natsu. Zawsze chcieliśmy dla ciebie jak najlepiej. 
- Wiem. Mam nadzieję, że teraz damy radę się jakoś dogadać – odparłem i posłałem w ich kierunku promienny uśmiech.
Wyszedłem z salonu i ruszyłem ku sypialni. 
- Właśnie, Natsu! Zostaw mój szalik w spokoju! – usłyszałem jeszcze za sobą głos ojca.
Zaśmiałem się tylko i pokręciłem głową. Niech na to nie liczy.
Położyłem się spać z lekkim sercem, jednocześnie aż za bardzo świadomy tego, że jutro szkoła. I geografia. Chyba czas spisać testament.