sobota, 23 kwietnia 2016

W sieci kłamstw - rozdział 6.

Sting zaprowadził mnie do swojego pokoju i bezceremonialnie popchnął na łóżko. Upadłem na plecy. Nie miałem siły, a w głowie nadal mi porządnie wirowało. Pragnąłem tylko jednego – zasnąć. Powoli zapominałem, gdzie jestem, w takim stanie upojenia alkoholowego się znajdowałem.
Zamknąłem oczy, gotowy udać się do krainy Morfeusza, a wtedy poczułem, że ktoś wkłada ręce pod moją koszulkę. Odtrąciłem tę dłoń, ale to nie powstrzymało natręta, wręcz przeciwnie.
- Um… Gray, przestań – wymamrotałem niepewnie, tracąc poczucie czasu i sytuacji.
- To nie Gray – syknął ktoś.
Zaskoczony, z powrotem uchyliłem powieki.
- Sting, no tak. – Uderzyłem się otwartą dłonią w czoło. – Wybacz, nadal jestem pijany i ledwo kontaktuję – wymamrotałem.
- Widzę – wymruczał, kładąc rękę na moim kroczu.
- C – co ty…? – Przetoczyłem się na bok, byle z dala od niego.
Przeklęte zwiotczałe kości najebanego człowieka nie pozwalały mi wstać. W jednej chwili blondyn znalazł się przy mnie, brutalnie wpychając język do moich ust. Wydałem z siebie zduszony jęk, bezskutecznie próbując go odepchnąć.
- Kręcisz mnie, Natsu – wyszeptał gorączkowo, usiłując zerwać ze mnie koszulkę.
- Zostaw to, kurwa mać – warknąłem, nie zaprzestając prób wyswobodzenia się.
- Natsu – powiedział ostrym tonem, więc się zamknąłem. – Oddaj mi się.
- Chyba sobie kpisz. – Popatrzyłem na niego jak na idiotę, a przynajmniej chciałem tak popatrzeć. Nie widziałem wyraźnie. Obraz rozmazywał mi się przed oczami, a panika narastała. Chciałem wytrzeźwieć, ale ciało odmawiało mi posłuszeństwa.
- Oddaj mi się, albo Grayowi znów stanie się krzywda. I tym razem przestanę się hamować – warknął, wręcz wściekły przez moje marne próby oporu.
Zapadła cisza, przerywana jedynie przez nasze głośne oddechy. Wiedziałem, że nie żartuje, na tyle zdążyłem już go poznać. Uderzył w czuły punkt, cholera, i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. 
- Widzę, jak na niego patrzysz i szlag mnie trafia, bo nie jesteś w stanie NA MNIE spojrzeć w ten sposób – odezwał się, kiedy nie odpowiedziałem. – Dlatego nie zawaham się zajebać go na miejscu, byle tylko mieć szansę cię zdobyć... choćby i siłą. Jasne?
Odetchnąłem głęboko, próbując jakoś przyswoić nowe informacje, ale tym stanie nie było to łatwe.
- Zrób to ze mną, Natsu. – Przejechał językiem tuż przy moim uchu. Mimowolnie zadrżałem.
- Jeśli coś mu się stanie po tym jak… - Nie mogło mi to przejść przez gardło, musiałem jednak przez chwilę zagrać na czas.
- Dam mu spokój, jeśli tylko się zgodzisz – zapewnił mnie. Brzmiało to przekonująco. Szlag, byłem tak nawalony, że jakby mi ktoś powiedział, że widział jednorożca, to brzmiałoby to przekonująco.
Szarpnąłem się, co mi w niczym nie pomogło. Myśli galopowały w głowie jak szalone. Nie chciałem się zgadzać, ale jeśli Sting naprawdę skrzywdzi Graya? Podobno już kiedyś Fullbuster leżał przez niego w szpitalu. Poza tym byłem pewien, że ten stosunek miał być jakimś rodzajem zemsty - blondyn chciał mnie mieć, zanim zdobędzie mnie Gray. Co miałem zrobić? Nie wiedziałem.
Gdy byłem zajęty rozmyślaniem na ten temat, Sting – nie tracąc czasu – rozebrał mnie do samych bokserek. Zacisnąłem zęby, próbując uspokoić łomot serca i wirowanie w głowie.
Blondyn niespokojnie wodził językiem po mojej klacie, czasami przygryzając sutki. Zacisnąłem palce na prześcieradle, gdy zaczął masować moją męskość przez materiał spodni w celu pobudzenia jej. Co zresztą nie było trudne, cholera. Jeszcze lepiej…
Zamruczał, wyraźnie zadowolony.
- Jesteś idealny – szepnął, wbijając zęby w moją szyję.
Syknąłem, ledwo powstrzymując chęć przyjebania mu budzikiem (stał najbliżej, więc…). Szarpnąłem się mocno, w geście protestu.
Musiał mi się na chwilę urwać film, bo następne, co pamiętam, to to, że chłopak przekręcił mnie na brzuch, uprzednio zsuwając ze mnie bokserki. Sam był już całkiem nagi.
- Musisz się rozluźnić, inaczej będzie bolało – pouczył mnie, na co automatycznie się spiąłem.
Jęknąłem głośno. Rozluźnić się, taak? Łatwo, kurwa, powiedzieć.
- Nie... nie chcę - zaprotestowałem słabo i spróbowałem znowu przekręcić się na plecy. Szelce waliło mi w piersi jak szalone.
- A zresztą… jebać to – powiedział po chwili i zaśmiał się głośno.
Ledwo powstrzymałem krzyk, kiedy poczułem go w sobie. Uniosłem się na przedramionach, usiłując pohamować łzy cisnące mi się do oczu na wskutek gwałtownego bólu, który zalewał mnie falami, mieszając się z rozkoszą. Co się ze mną działo?! Nie chciałem tego cholernego seksu!
Moje krótkie jęki przeplatały się z jego głośnym sapaniem. Ugryzł mnie w ramię, po czym dodatkowo wzmocnił ruchy.
Zacisnąłem palce na pościeli i przygryzłem wargę, chcąc stłumić wszelkie dźwięki, wydobywające się z gardła – co oczywiście się nie udało.
Po kilku minutach poczułem, że jestem blisko osiągnięcia spełnienia, więc uniosłem się wyżej, ciężko dysząc. Wtedy opuścił moje ciało i spuścił się na pościel. Ja zrobiłem to samo, dosłownie chwilę po nim.
Wkurzony na swoje ciało - za tak gwałtowne reakcje – i na Stinga – odpowiedzialnego za owe gwałtowne reakcje mojego ciała – przetoczyłem się na bok i spróbowałem uspokoić oddech. Natomiast on sam wziął prześcieradło i wrzucił je do kosza na brudy, a potem wrócił do łóżka, kładąc się przy mnie. Udałem, że już śpię. Nie chciałem z nim rozmawiać, ani na niego patrzeć, więc tak było prościej.
Objął mnie w pasie, jednocześnie muskając wargami moją szyję. Cholera jasna, mógłby dać sobie na wstrzymanie. Przejechał palcami wzdłuż mojego podbrzusza, a potem krocza, przyciskając swoje ciało do mojego.
- Nadal cię pragnę – wymruczał, bawiąc się moimi włosami.
Szlag by to… Niby przypadkiem dźgnąłem go łokciem w żebra, zmieniając pozycję. Zaśmiał się cicho, po czym wtulił się we mnie i pozostał tak – bynajmniej dopóki naprawdę nie zasnąłem.




No dobra, po kilku przeróbkach wreszcie dodałam rozdział xd
Pod ostatnim potem Izumi pytała, które to moje trzecie opowiadanie. Otóż chodziło mi o to, że zaczęłam trzy nowe, których jeszcze nie opublikowałam, bo najpierw chcę dodać to do końca... i oczywiście więcej dopisać do nowych "dzieł", żeby potem mieć co wstawiać. Po prostu staram się pisać teraz jak najwięcej, bo może się zdarzyć, że tej weny zabraknie... a tego bym nie chciała, skoro już wróciłam do pisania XD

sobota, 16 kwietnia 2016

W sieci kłamstw - rozdział 5.

Następnego dnia – już całkowicie ogarnięty po tych wszystkich wydarzeniach – natknąłem się w moim idealnym miejscu do palenia, na Gajeela rozmawiającego z… Grayem. Niezmiernie zdziwiony podszedłem do nich i zapaliłem papierosa, uprzednio się witając.
- Gray powiedział mi właśnie, że rozmawiałeś ze Stingiem – odezwał się Redfox po dłuższej chwili milczenia.
- Tak, ucięliśmy sobie bardzo miłą pogawędkę. Następnym razem wybiję mu zęby – mruknąłem, po czym zaciągnąłem się dymem głęboko w płuca.
- Czego chciał?
- A czego mógł chcieć Sting? Wyruchać go w jakimś ciemnym zaułku – wtrącił Gray, krzywo się uśmiechając.
Zakrztusiłem się dymem, słysząc jego słowa.
- Nie pierdol – warknąłem, kiedy już się uspokoiłem.
- Tylko żeby potem nie było, że nie ostrzegałem. I tym samym spłaciłem swój dług wobec ciebie, więc mogę już spadać. – Mrugnął do mnie.
- A co, może coś o tym wiesz, skoro mnie ostrzegasz? – zapytałem, unosząc brew do góry, niezmiernie zirytowany.
Ku mojemu zdziwieniu, odpowiedziała mi cisza, a ciemnowłosy chłopak ruszył w stronę szkoły, pogwizdując cicho. Zupełnie mnie zignorował. Cham i prostak.
Odezwałem się dopiero, gdy skończyłem palić.
- Gajeel… o co mu tak naprawdę chodziło?
Metalowiec rzucił mi dziwne spojrzenie.
- Fullbuster kiedyś był… chłopakiem Stinga, ale zerwał z nim dla Rouge’a, którego zapewne też wczoraj spotkałeś.
Chwilę potrwało, zanim dotarło do mnie znaczenie słów Redfoxa.
- Ale że… byli parą…? – wydukałem wreszcie.
- Tak. Kiedy Gray go zostawił, Sting zmienił się. Stał się nieczułym skurwielem, który lubi się trochę pobawić innymi. Dlatego Fullbuster wolał cię ostrzec. Tylko że… - przerwał - zastanawia mnie, jaki miał ku temu powód…
- T – to… pewnie dlatego, że wczoraj na geografii mu pomogłem. – Zapiekły mnie policzki, gdy przypomniałem sobie zajście z gabinetu pielęgniarki.
- Może… - chłopak patrzył na mnie badawczo. Odwróciłem wzrok i przyspieszyłem kroku.

***

Po lekcjach mieliśmy iść do parku, ale Cana znowu się spiła, więc Jellal z Erzą zaoferowali się, że ją odprowadzą do domu. Lucy miała przygotować jakiś projekt związany z kampanią wyborczą Scarlet, więc siłą rzeczy nie mogła iść z nami, a ja czułem się jak piąte koło u wozu, przebywając z Levy i Gajeelem. Zostawiłem ich samych, wymawiając się tym, że niby mam coś do zrobienia. Poczułem, że zrobiłem dobry uczynek. Tamta dwójka wprost nie mogła oderwać od siebie oczu.
Włożyłem ręce do kieszeni i poszedłem prosto do domu. Czekał na mnie ojciec.
- Dowiedziałem się od twojego nauczyciela, że zadajesz się z jakimś marginesem społecznym. Nie chcę, żebyś popadł w nałogi lub jakieś problemy, Natsu – zaczął wywód, przyglądając się mi uważnie.
- Marginesem? – Uniosłem brew do góry. – Kogo konkretniej miał na myśli? I od którego nauczyciela? – Chyba się już domyślałem, ale wolałem usłyszeć to od niego.
- Niejakiego Fullbiznesa czy też Fullbustera, zwał jak zwał.
Wybuchnąłem niepohamowanym śmiechem.
- Uratowałem gościa, ale to nie znaczy, że się z nim zadaję.
- Pan Laxus twierdzi inaczej. W dodatku ponoć wywaliłeś drzwi z zawiasów. To prawda?
- Prawda. A ty się lepiej zapytaj Laxusa – Szatańskiego - Pomiota, co ON zrobił. Zobaczymy, co ci powie – warknąłem i wyminąłem go, kierując się do swojego pokoju.

***
Miesiąc później

Kłótnie z ojcem stały się już codziennością. Laxus – Szatański - Pomiot wyżywał się na nas niemiłosiernie. Chyba już mogę iść po wytyczne z geografii. Nie zdam, jak nic.
Poza tym, dzień w dzień chodziliśmy do parku i siadaliśmy na tej samej ławce, co zawsze. Potrafiliśmy przebywać tam godzinami, rozmawiając o niesprawiedliwości świata i o tym, co które z nas odwaliło na jakiejś tam lekcji.
Kaira dalej nie dawała znaku życia, ale z dnia na dzień coraz mniej się tym przejmowałem. Często łapałem się na tym, że myślę o osobie, o której nie powinienem, a mianowicie o Grayu.
Dotychczas byłem zupełnie pewny swojej orientacji. Już nie jestem. I nie wiem, co mam o tym fakcie myśleć.
W końcu któregoś dnia nie wytrzymałem. Kiedy mijał mnie rano na korytarzu, puściłem do niego oczko, uśmiechając się szelmowsko. Zdawałoby się, że to olał, jednak po lekcjach podszedł do mnie mówiąc, że ma sprawę.
Poszliśmy więc do parku i zapaliliśmy sobie.
- Jaką sprawę do mnie miałeś? – zapytałem.
- Chciałem zapytać, czy nie wpadłbyś na imprezę do mojego kumpla. Wiesz, kazał mi zaprosić gości, ale w tej szkole nie ma osób, które byłyby chętne na takie rzeczy. – Wzruszył lekko ramionami.
- Jakie konkretnie rzeczy masz na myśli? – Zmrużyłem oczy. To było podejrzane.
- Chlanie, ćpanie, dziwki i seks – odpowiedział z nutką ironii w głosie.
- A skąd pomysł, że akurat ja byłbym chętny?
- Sam kiedyś powiedziałeś, że jesteśmy podobni. – Zgasił papierosa, po czym spojrzał z wyczekiwaniem prosto w moje oczy.
Przygryzłem wargę. Nie byłem pewny co zrobić. Z jednej strony nie chciałem iść, ale z drugiej, jeśli będzie tam on…
- Dobra. Wpadnę. Kiedy i gdzie?
- W zasadzie to dziś wieczorem. Spotkajmy się tam, gdzie zawsze rano podpierasz mur  z Gajeelem. O dziewiątej. Zaprowadzę cię.
Skinąłem głową na znak zgody i rozeszliśmy się.

***

Punkt dziewiąta przytoczyłem się na miejsce spotkania, nadal niepewny, czy dobrze zrobiłem w ogóle zgadzając się iść na tą imprezę. Gray już na mnie czekał. Kiedy zauważył mą skromną osobę jego twarz wykrzywił grymas, który chyba miał być uśmiechem.
Nie uszło mojej uwadze, że koszulka idealnie opinała jego klatę. Szlag by to… dlaczego muszę zwracać uwagę na takie rzeczy?
Cycki. Cycki. Cycki. Myśl o cyckach.
- Masz minę jak srający kot na pustyni – stwierdził mój towarzysz, wybuchając głośnym śmiechem.
- Pierdol się. – Nadąłem policzki w rosnącym niezadowoleniu, rzucając mu spojrzenie zabójcy.
Klata. Męska klata.
Cholera! Wal się, mózgu!
- Nie mam z kim. – Podrapał się po głowie, ruszając z miejsca.
Poczłapałem za nim, starając się zgrywać luzaka i nie patrzeć tam, gdzie nie powinienem.
Po dosłownie pięciominutowym marszu znaleźliśmy się przed wypasionym domem jakiegoś bogacza. A więc to z takimi osobami zadawał się Gray… Gdybym wiedział, nie przyszedłbym.
Chata wyglądała jak willa. Z boku znajdował się wielki basen, przy którym właśnie siedziały dziewczyny w bikini, popijające drinki. Między nimi kręcili się chłopcy, co chwila do którejś zagadując. Większość tych ludzi kojarzyłem ze szkoły.
Kiedy tak się rozglądałem, podszedł do nas koleś z BIAŁYMI włosami. Ludzie mieli naprawdę dziwne upodobania co do koloru włosów. Ale kimże ja jestem, żeby się wypowiadać na ten temat? Sam mam różowe.
- Yo, Gray. To ten twój przyjaciel, tak? – Wyszczerzył do mnie zęby w uśmiechu.
- Tak, to on – przytaknął. – Natsu, poznaj Lyona.
- Siema. – Lekko się uśmiechnąłem.
- No, no. Przystojniaczek. I wygląda na słodkiego. Czy to nie za wysoka liga dla ciebie, Gray? – Mrugnął do niego, a ja poczułem, że spaliłem buraka.
- Że co proszę? – wydusiłem z siebie.
- Nie słuchaj go, jest pojebany – syknął Fullbuster i uderzył go z pięści w brzuch, aż się skulił.
- Jak zawsze czuły – wykrztusił biedny Lyon, a uśmiech nie schodził z jego warg. – No nic, wchodźcie.
Usunął się z drogi, gestem zapraszając nas na basen. Wyminęliśmy go i skierowaliśmy się w stronę baru, oblężonego przez ludzi.
- Coś chcesz? – spytał ciemnowłosy.
- Weź mi to, co sobie – mruknąłem, rozglądając się.
Na chuj mi to było… no co mnie podkusiło, żeby tu przyjść, ja się pytam?!
Stanąłem z boku, czekając na Graya, który po chwili wrócił z dwoma wypasionymi drinkami. Podał mi jednego i poszliśmy usiąść przy basenie.
Natychmiast wokół nas zaroiło się od facetów. Co to, kurwa, zlot pedałów? Zapytałem o to Lyona, który nagle znalazł się koło mnie.
- Chłopie, na moje imprezy zapraszam przede wszystkim osoby homo i biseksualne. Nie wiedziałeś? – Uniósł brew do góry ze zdziwienia.
Na moment mnie wmurowało.
- N – nie wiedziałem, Gray nie raczył mnie o tym poinformować – odparłem, nagle wściekły.
Szybko wysączyłem swojego drinka i wysłałem Lyona po następnego. I po jeszcze jednego. I po kolejnego. Wreszcie straciłem rachubę.
W pewnym momencie podszedł do mnie Gray i pociągnął za sobą w stronę wyjścia.
- Widzę, że nie bawisz się dobrze. Chyba niepotrzebnie cię tu zabrałem… - powiedział niepewnie.
Potknąłem się i gdyby mnie nie podtrzymał, straciłbym zęby.
- Mogłeś uprzedzić, że to impreza dla homo – mruknąłem. – Jak mam się dobrze bawić?
Dowlekliśmy się na ławkę, oddaloną od bramy jakieś dziesięć metrów, które w tej chwili wydały mi się kilkoma kilometrami.
- Wtedy byś nie przyszedł – odparł po dłuższej chwili.
- Skąd ta pewność? – Popatrzyłem na niego prowokacyjnie.
Westchnął i na moment ukrył twarz w dłoniach.
- Wiesz, co pomyślałem, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem? – zaczął.
Nie odpowiedziałem, niepewny, do czego zmierza.
- Pomyślałem, że być może jesteś jedyną osobą, która dostrzeże we mnie człowieka.
Głowa ciążyła mi niemiłosiernie. Nie wiedziałem, czy dobrze zrozumiałem.
- Ja… pomyślałem to samo na twój temat – odezwałem się w końcu.
- Wszyscy widzą we mnie skurwiela, ale żadne z nich nawet się nie zastanowi, dlaczego taki jestem.
- To twój sposób obrony. Mur. Tarcza. – Oparłem głowę na jego ramieniu.
Objął mnie w pasie, tym samym przyciągając bliżej siebie.
Zdawało mi się, że po drugiej stronie ulicy stoi Sting i przygląda się nam. Nie byłem jednak pewny, czy mogę ufać swoim oczom.
Ostatnio blondas kiedy tylko miał okazję zaczepiał mnie na ulicy i zaczynaliśmy swoje utarczki słowne, ale zwykle kilka minut po ich rozpoczęciu pojawiał się Gajeel lub ktoś inny z moich znajomych i wtedy Sting sobie odpuszczał.
- Dokładnie tak…
- To prawda, że byłeś… chłopakiem Stinga? – zapytałem, przypominając sobie rozmowę z Metalowcem.
- Taa. Ale nie kochałem go, za to on mnie tak.
- Dlaczego w takim razie z nim byłeś?
- To skomplikowane. Innym razem ci to wyjaśnię – uciął temat.
Kiwnąłem głową, czując się coraz bardziej śpiący. Nie miałem już siły na rozmowy. Uroki bycia najebanym, moi drodzy.
Zamknąłem oczy i wtuliłem się w niego. Usłyszałem przyspieszone bicie jego serca. Oparł głowę na mojej głowie, gładząc mnie po plecach. Tak mógłbym tkwić całe wieki…
- Gray. – Usłyszałem głos Lyona. – Wybacz, że przerywam, ale jesteś mi pilnie potrzebny.
Fullbuster odetchnął ciężko i odsunął mnie od siebie.
- Przepraszam, Natsu. Zaczekasz tu na mnie?
- Ja… pójdę już do domu… - mruknąłem. – W końcu zamkną mi drzwi i będę zmuszony spać na dworze. – Wymusiłem uśmiech.
Pożegnali się, a ja dalej siedziałem na ławce, nie mogąc się zmusić do wstania. Po raz kolejny pytałem sam siebie, co mnie podkusiło, aby tu przyjść.
W pewnej chwili ktoś pociągnął mnie za rękę tak, że prawie spadłem na glebę. Prawie.
- Wstawaj. Idziemy – odezwał się ktoś znajomym głosem.
Popatrzyłem w górę i ujrzałem Stinga, uśmiechającego się do mnie bezczelnie.
- Nigdzie z tobą nie idę – zaprotestowałem.
- Daaj spokój. Jesteś tak pijany, że gdyby teraz zobaczyli cię rodzice, pewnie wyleciałbyś z domu na zbity ryj.
Miał rację.
- Także, no… mogę cię przenocować. Tak chyba będzie najlepiej, nie? – Zaśmiał się cicho, prowadząc mnie dalej ulicą (która rozmazywała mi się przed oczami, ale to tylko taki szczegół).
- Dlaczego miałbyś to dla mnie zrobić? Nienawidzisz mnie – stwierdziłem odkrywczo.
- Ależ skąd, wręcz przeciwnie. Lubię się z tobą droczyć, Natsu. – Otworzył furtkę i wprowadził mnie na podwórko. – Jedyną osobą, której nienawidzę jest Gray – dodał po chwili. - Pewnie ci się nie pochwalił, że leżał przeze mnie w szpitalu?
- N – nie…
A to zaskok. Nie spodziewałbym się, że Stinga na to stać. Owszem, był skurwielem, no ale… Cóż, zawsze szukałem w ludziach ich dobrej strony.
- Phh, no cóż. W każdym razie… - Wepchnął mnie za drzwi, zatrzaskując je za sobą. – To w tym momencie nie jest najważniejsze.
Przytrzymałem się ściany, żeby nie upaść. Poczułem, że źle zrobiłem, idąc za Stingiem do jego domu, jednak w tej chwili było już za późno, żeby to cofnąć.



Zaczęłam pisać trzy opowiadania i teraz weź człowieku ogarnij, które skończyć najpierw XDD W każdym razie... na pewno któreś niebawem pojawi się na blogu... a raczej jak skończę wstawiać to :v

piątek, 8 kwietnia 2016

W sieci kłamstw - rozdział 4.


Muszę przyznać, że na geografii było dość zabawnie. Osoba, która odważyła się wykonać jakiś gwałtowniejszy ruch, obrywała zeszytem – chyba że miała dobry refleks, jak ja czy Gajeel.
Podczas ostatnich minut stało się coś, co było dla mnie hiper, mega wielkim szokiem, a mianowicie:
- Psorze, fajne buty. Nie było męskich? – Gray wyszczerzył się głupio do mężczyzny, wyraźnie zamierzając go zdenerwować, co trudne nie było.
Zaśmiałem się i mrugnąłem do niego, co miało znaczyć, że go popieram. Niektórzy zasłaniali usta dłonią, próbując się opanować.
A wtedy…
Wkurzony do granic możliwości Laxus – Szatański - Pomiot rzucił w niego KRZESŁEM. Biedak nawet nie zdążył zareagować. Upadł do tyłu i wyglądało na to, że stracił przytomność. Z nosa i łuku brwiowego ciekła mu krew.
Nikt nie zareagował. Tak, jakby nic się nie stało.
Zerwałem się z miejsca, opanował mnie gniew.
- Co to, kurwa, miało być? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby, ciskając podręcznikiem przez pół sali. Szybko podszedłem do chłopaka i jakimś cudem podniosłem go z podłogi. Geez, mógłby zrzucić parę kilo…
- Jeżeli pan mu coś uszkodził, to nie zawaham się donieść o tym dyrektorowi.
- Dyrektor to mój ojciec, więc gówno mi zrobi. Nie kwestionuj mojego sposobu nauczania, szczylu – warknął w moim kierunku Laxus, krzyżując ręce na piersi.
- Sposobu nauczania? – Zaśmiałem się krótko. – Chyba sposobu ZABIJANIA. Bezceremonialnie kopnąłem w drzwi, które wypadły z zawiasów i zaniosłem nieprzytomnego Grayaa do pielęgniarki, nie zważając na to, że później mogę mieć niemałe kłopoty.
Nikt nie odważył się wstać i mi pomóc. Odniosłem wrażenie, że nawet się ucieszyli, że Gray dostał. Zapewne po cichu, w myślach… życzyli mu śmierci.

***

Przez kolejną godzinę siedziałem u pielęgniarki, czekając aż Fullbuster się wreszcie obudzi. Nastąpiło to, kiedy głupi babsztyl wyszedł gdzieś, olewając wszystko.
- Co się…? – zaczął Gray, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek.
- Szatański Pomiot rzucił w ciebie krzesłem. Nikt nie kwapił się, żeby podnieść cię z podłogi, więc się zlitowałem. – Posłałem mu krzywy uśmieszek. W sumie to ulżyło mi, że się wreszcie obudził.
Prychnął cicho, ostrożnie siadając.
- Nie prosiłem cię o to – stwierdził.
- Co nie zmienia faktu, że masz wobec mnie dług wdzięczności. Gdyby nie ja, dalej byś tam leżał. – Popatrzyłem na niego z rozbawieniem.
- Ach, tak? Mam to w dupie. – Zaśmiał się, wstając z miejsca.
Przez moment wyglądał, jakby miał znowu zemdleć, ale po chwili na jego twarz ponownie wróciły kolory. Skrzyżował ręce na piersi.
- Nie obchodzi cię to, że jesteś powszechnie znienawidzony? – Uniosłem lekko brew do góry.
- Nic a nic – odparł, podchodząc do mnie. – Powiedzmy, że właśnie o to mi chodziło.
Zanim zdążyłem zareagować, złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie.
- Zrób mi przysługę i odpierdol się ode mnie, Różowy – wymruczał mi prosto do ucha. Zadrżałem i wstrzymałem oddech, kiedy przejechał językiem po mojej szyi. A potem bezceremonialnie odepchnął od siebie mą skromną osobę i wyszedł z gabinetu, na odchodne rzucając mi pełne rozbawienia spojrzenie. Kryło się w nim też ostrzeżenie…

***

Kiedy już pierwszy szok minął, też wyszedłem z gabinetu.
- Co to, kurwa, było? – mruknąłem do siebie, kręcąc z niedowierzaniem głową.
Dalej czułem jego oddech i język na swojej szyi. Przejechałem po niej dłonią, chcąc się pozbyć tego uczucia, ale jak na złość nie chciało odejść.
- Otonashi Natsu! Zapraszam do mojego gabinetu! – Usłyszałem za sobą głos dyrektora.
Oho, pierwszy dzień szkoły i już przypał. Matka na zawał zejdzie. Wlazłem za Makarovem do pomieszczenia i grzecznie czekałem, aż wywali mnie na zbity ryj. Nie zdziwiłbym się, gdyby tak się stało.
- Zostaniesz po lekcjach i naprawisz drzwi, to po pierwsze. Po drugie, przefarbuj się na jakiś normalny kolor, bo wyglądasz jakbyś był… Nie, żebym był nietolerancyjny, czy coś, ale to po prostu głupio wygląda. – Patrzył na mnie poważnym wzrokiem. Staruszek od razu przechodził do rzeczy, to dobrze. Przynajmniej nie będę musiał słuchać jakichś kazań… chyba.
Po raz kolejny potarłem szyję, zirytowany tym, że dalej czułem na niej język tego idioty.
- Po trzecie… Laxus ma dość drastyczne metody nauczania, ale po pewnym czasie stają się skuteczne, pomimo tego że wiele osób trafiło przez niego do szpitala. Proszę, nie zajdźcie mu za skórę razem z panem Fullbusterem. To tylko ostrzeżenie.
- Już za późno – mruknąłem cicho. – Mogę już iść? – dodałem głośniej.
- Tak, wracaj na lekcje – udzielił pozwolenia.
Wyszedłem stamtąd czym prędzej i ruszyłem powoli korytarzem, wzdychając. Nie było źle. Tylko ten Szatański Pomiot… teraz będzie się na mnie wyżywał, szlag by to…
Nagle obok mnie przebiegł Jellal, ściskając w rękach środek owadobójczy. Miał przerażony wyraz twarzy.
- Oddawaj mi mój alkohol! – krzyknęła Cana, która przed chwilą wypadła zza zakrętu.
Pognała za niebieskowłosym, zataczając się. Znowu była pijana.
- To środek na insekty, idiotko! – dobiegł mnie jeszcze krzyk chłopaka.
Zatrzymałem się i z wielkim WTF gapiłem się na zakręt korytarza, w którym zniknęli.
Ci ludzie nigdy nie przestaną mnie zadziwiać… A znam ich zaledwie drugi dzień.
- Natsu! – Erza szła w moją stronę z plikiem kartek w ręce. – Pomożesz mi? – zapytała, wręczając mi połowę. – Rozdawaj każdemu napotkanemu uczniowi. Startuję na przewodniczącą samorządu. – Wypięła dumnie pierś do przodu.
- Prze – przewodniczącą? – zająknąłem się. – Po co?
- Mam bardzo ambitne plany. Będę miała wpływ na to, co dzieje się w szkole. I wiesz… - Nachyliła się ku mnie, kończąc konspiracyjnym szeptem: - Będę zabierać innym gazetki porno.
Widząc moją zdziwioną minę, zaśmiała się.
- Toż to szczytny cel! Jak chcesz, to będę je tobie oddawać. – Trąciła mnie łokciem w żebro, rozbawiona.
- Nie skorzystam – odpowiedziałem, po czym również się zaśmiałem.
Ta kobieta jest szalona.
- Twoja strata. – Wzruszyła ramionami i poszła w swoją stronę.
Stwierdziłem, że skoro już w zasadzie lekcje się skończyły (przemilczmy fakt, że właśnie trwała ostatnia), to wrócę wcześniej do domu (jebać naprawianie drzwi). Z tego co widziałem i tak towarzystwo się wykruszyło, bo każdy się rozszedł za swoimi sprawami. Uroki pierwszego dnia.
Wyszedłem więc ze szkoły – po drodze wywalając ulotki promujące Erzę - i niespiesznie ruszyłem w stronę domu. 
U wylotu ulicy dostrzegłem grupkę chłopków, którzy śmiali się z czegoś bez przerwy. Nie widziałem ich tu wcześniej. Natychmiast przybrałem maskę obojętności, spokojnie koło nich przechodząc. Nie szukałem zaczepki, wystarczyło mi wrażeń jak na jeden dzień.
- Hej, ty, pedałek. – Usłyszałem za sobą.
Prychnąłem cicho. Ignoruj. Ignoruj. Ignoruj – powtarzałem sobie w myślach, idąc dalej jak gdyby nigdy nic.
- Tee, do ciebie mówię. – Ktoś złapał mnie za ramię i obrócił w swoją stronę.
Ujrzałem przed sobą blondyna, uśmiechającego się zaczepnie. Miał kolczyk w jednym uchu i małą bliznę na czole. Czyżby wypadł z kołyski za niemowlaka?
Uniosłem brew do góry, mierząc go chłodnym spojrzeniem.
- Jakiś problem? – zapytałem znudzonym tonem.
- Problemem są twoje włosy. Konkretniej ich pedalski kolor. – Wybuchnął śmiechem.
Kątem oka zarejestrowałem obecność drugiej osoby. Koleś wyglądał jak typowy emo. Czarne włosy, ciemne oczy i w dodatku cały ubrany na czarno. Milusio.
- Wolę mieć pedalski kolor włosów niż pedalskie ubranie – stwierdziłem, rzucając znaczące spojrzenie na jego BARDZO obcisłe spodnie, które idealnie uwydatniały jego.... O shit, gdzie ja patrzę… Niech mnie ktoś zabije. Chyba rzeczywiście się spedalam. Najpierw wykazuję dziwne zainteresowanie największym skurwielem ze szkoły, potem czuję się trochę… inaczej… po tym, jak ów skurwiel liże mnie po szyi i do siebie przyciska, a teraz gapię się na krocze jakiegoś blond przystojniaka, którego nie znam, ale chyba nie polubię. Super.
Natsu, ogarnij się! Masz dziewczynę, ty cholero!
- Ach, tak? – Przejechał dłonią po moich kudłach. – Chyba lubisz być gwałcony przez napalonych pedałów. Twoje włosy zapewne idealnie ich przyciągają. – Wyszczerzył zęby w głupim uśmieszku.
- Właśnie jednego przyciągnęły. – Odtrąciłem jego dłoń.
- Sting – odezwał się koleś – emo znudzonym tonem. – Chodźmy. Idzie Fullbuster, więc pewnie zaraz nadciągną pozostali i nie obędzie się bez bójki, a dobrze wiesz, że jestem fanem pokojowych rozwiązań.
Blondyn popatrzył na swojego towarzysza i skinął lekko głową.
- Jeszcze się zobaczymy, pedałku – rzucił na odchodne.
- Z pewnością – mruknąłem pod nosem, okręcając się na pięcie. Wpadłem na coś miękkiego i zakląłem pod nosem.
- Uważaj jak chodzisz, ośle. – Usłyszałem znajomy, męski głos.
- Jeb się – warknąłem.
Naprawdę nie miałem ochoty znowu użerać się z tym gościem.
- Bratasz się z odwiecznymi wrogami naszej szkoły? No, no. Masz tupet.  
- Nawet, kurwa, nie wiem, kim oni byli – odpowiedziałem, krzyżując ręce na piersi.
- Serio? Ten skurwysyn Sting wyglądał, jakby miał ochotę rozebrać cię i zgwałcić tu i teraz. – Posłał mi drwiący uśmiech.
-  A co, zazdrosny? – zapytałem wojowniczo.
Nie byłem pewien, co tu się właściwie dzieje. Wiedziałem tylko, że chcę jak najszybciej znaleźć się w domu, w pokoju i na spokojnie wszystko przemyśleć.
- O kogoś takiego jak ty? Możesz sobie pomarzyć, Różowy – odparł.
- Nie o mnie, o niego. – Wyszczerzyłem się w głupim uśmiechu.
Wzrok Graya pociemniał, a on sam wyglądał, jakby miał zamiar zabić mnie właśnie w tej sekundzie.
- Co to, to na pewno nie.
Wyminął mnie i ruszył w sobie tylko znanym kierunku.
WTF? Cholera, nie ogarniam, co się dzieje! Niech mi to ktoś wyjaśni…

***

Kiedy wreszcie znalazłem się w domu, od razu się położyłem i zacząłem myśleć nad całym dniem. Laxus - Szatański - Pomiot, rzucający krzesłami i wszystkim innym.
Zachowanie Graya. Gray liżący moją szyję. Gray w stroju pokojówki.
Chwila.
Że co kurwa?
O czym ja myślę? Wal się, mózgu!
Jedziemy dalej – Cana ścigająca Jellala po korytarzu. To jeszcze mój rozum w pewien sposób akceptuje. Tak samo jak to, że Erza chce zostać przewodniczącą po to, aby zabierać ludziom gazetki porno.
Ten blondyn, Sting. Jego ręka na moich włosach. I ten wzrok. Obcisłe spodnie.
No jasna cholera! Mówiłem coś, mózgu. Pierdol się!
Dobra, jestem przemęczony i coś się ze mną nie tak dzieje. Prześpię się i jak wstanę, to będę znów w pełni normalnym człowiekiem, który nie ma dzikich fantazji o facetach.
Tak, tak powinienem zrobić!


No cześć ^^ Przepraszam za tyle przerwy w dodawaniu rozdziałów, ale wiecie jak jest xD
Liczę na to, że historia się podoba i postaram się dodawać rozdziały częściej ;)