Witam na moim nowym blogu. To opowiadanie kiedyś wstawiałam w innym miejscu, ale usunęłam i przerobiłam. Teraz wstawiam je od nowa. Zapraszam do czytania ^^
Paring główny: Gray x Natsu.
Paring główny: Gray x Natsu.
Co moi rodzice sobie
myśleli, każąc mi jechać z nimi w to miejsce?
Popatrzyłem na kobietę, odgarniającą włosy z czoła. Uśmiechnęła się do mnie promiennie. Przeniosłem wzrok na mężczyznę otwierającego bagażnik niebieskiego samochodu.
Tak naprawdę nie są moimi biologicznymi rodzicami. Oni zmarli, kiedy miałem sześć lat. Zginęli w wypadku samochodowym. Później trafiłem do domu dziecka, skąd zabrali mnie ci ludzie, gdy skończyłem osiem. Po prostu się pojawili, ze sztucznymi uśmiechami na twarzach i oznajmili, że od teraz jestem ich synem.
Tylko że nigdy, nawet przez moment, nie czułem się jakbym był ich dzieckiem.
Byłem im wdzięczny jedynie za to, że wyrwali mnie z tego piekła, jakim był sierociniec.
- Natsu, synku, nie rób takiej skwaszonej miny – odezwał się ojciec z naganą w głosie.
Właśnie wypakowywał z samochodu torby z ubraniami. Starałem się przywołać na twarz uśmiech, ale udało mi się tylko jeszcze bardziej skrzywić. Westchnąłem, zrezygnowany i rozejrzałem się po okolicy.
Szeroka ulica, brukowane chodniki, szeregi różnorakich domów… czy w oddali jest pałac? Przyjrzałem się uważniej budowli i stwierdziłem, że tak właśnie jest. Chyba że to dom jakiegoś snoba, nie zdziwiłbym się. Z tej odległości trochę ciężko było mi to ocenić, chociaż nigdy nie narzekałem na słaby wzrok. Wręcz przeciwnie – mam dość wyostrzone zmysły.
Przeniosłem wzrok na nasz nowy dom – dwupiętrowy, pomalowany na biało. Okna były dość duże, dach czarny i spadzisty, wystawał z niego komin. Szeroka ścieżka prowadziła wprost do trzech schodków, wybudowanych przed drzwiami. Po jej bokach stały lampki, które zapewne miały ułatwić nocne spacery po podwórku. Musiałem przyznać, że ogród też był zadbany i wyglądało mi na to, że rozciągał się nawet na tyłach domu. Ogrodzenie, pomalowane na kolor zielony, było spiczaste u góry. Stwierdziłem, że łatwo będzie przez nie przechodzić, jeśli będzie się uważało.
Może nie będzie tak źle?
- Skarbie, przez weekend będziesz mógł trochę poznać miasto, ale pamiętaj, że w poniedziałek już idziesz do szkoły – przypomniała matka.
- Wiem – mruknąłem, zirytowany.
Czy wszystkie matki powtarzają po sto razy tak oczywiste rzeczy?
Ciekawe, czy moja prawdziwa mama też by tak mnie irytowała…
- Pomógłbyś ojcu. – Popatrzyła na mnie z naganą i poszła otworzyć drzwi.
Westchnąłem cicho, przeklinając w myślach to cholerne miasto. Wziąłem pudło z jakimiś w zasadzie lekkimi rzeczami i zaniosłem do środka, po czym postawiłem je na podłodze w salonie. Był pusty, meble miały przyjechać w przeciągu godziny.
Wyszedłem przed budynek. Razem z ojcem przetransportowaliśmy wszystkie rzeczy do tego pomieszczenia, które wziąłem za salon. Wtedy już uznałem, że mogę się oddalić. Otworzyłem tylne drzwi, które skrzypnęły przeraźliwie i poszedłem na zewnątrz.
- Natsu Otonashi, proszę mi nigdzie daleko nie odchodzić! – Usłyszałem wołanie matki.
- Mam na nazwisko Dragneel – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – I zawsze tak będzie.
Wdzięczny za to, że tego nie usłyszała, rozejrzałem się. Za czymś podobnym do wielkich krzaków dostrzegłem coś czerwonego. Nie znam się na roślinach. Okrążyłem krzaczory i moim oczom ukazała się huśtawka ogrodowa. Opadłem na nią z głośnym jękiem.
Dlaczego nigdy nic nie idzie po mojej myśli?
W poprzednim mieście – Sano – nie było idealnie, ale też nie tragicznie. Nawet miałem tam ludzi, których mogłem śmiało uznać za przyjaciół. I Kairę… którą naprawdę kochałem.
A potem wszystko się skomplikowało – ojciec dostał propozycję bardzo dobrze płatnej pracy, ale konieczna do tego była przeprowadzka.
Tylko po co kazali mi jechać z nimi? Przecież sami doskonale wiedzą, że jesteśmy sobie obcy mimo tylu lat mieszkania pod jednym dachem…
Kaira proponowała mi, żebym u niej zamieszkał i naprawdę bardzo tego chciałem, jednak oni byli nieugięci… i wylądowałem tutaj.
Wyciągnąłem telefon. Zero wiadomości, brak połączeń nieodebranych. No tak, czego ja się spodziewam… w końcu minął dopiero dzień, odkąd mnie nie ma.
Ale Kaira mogłaby się odezwać…
Wybrałem jej numer i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
Jeden sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Czekałem chwilę, zniecierpliwiony, aż wreszcie odezwała się poczta głosowa.
Przeczesałem ciemne włosy palcami, wkładając komórkę z powrotem do kieszeni. Pewnie nie słyszała telefonu lub nie mogła odebrać. Po prostu zaczekam. Cierpliwie… chociaż tej cechy charakteru zawsze mi brakowało.
***
Musiałem przysnąć, bo kiedy otworzyłem oczy, było już ciemno. Dalej siedziałem na huśtawce – a raczej półleżałem. Podniosłem się i przeciągnąłem. To miejsce zdecydowanie nie było zbyt wygodne, kości mnie bolały.
Wszedłem do domu frontowymi drzwiami – one przynajmniej nie skrzypiały – i od razu zauważyłem, że meble już stoją, a połowa pudeł została rozpakowana.
- Dziękuję za pomoc, synu – warknął ojciec, kiedy mnie zauważył. – Gdzie się włóczyłeś?
Już miałem odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Po prostu wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się głupio.
- Pytam się o coś, więc może byś odpowiedział. – Rzucił mi spojrzenie zabójcy.
- Byłem na mieście… i straciłem poczucie czasu – odparłem, wymijając go. – Mam sypialnię na górze, prawda? – Ruszyłem po schodach, nawet na niego nie patrząc.
- Tak, całe piętro jest twoje. I Natsu… następnym razem chociaż powiedz, jeśli będziesz się gdzieś wybierał – poprosił, chociaż zabrzmiało to raczej jak rozkaz.
Odetchnąłem głęboko i skinąłem głową, po czym pokonałem ostatnie stopnie i skierowałem do pierwszego lepszego pokoju, który okazał się moją sypialnią. Bez zbędnych ceregieli walnąłem się na łóżko i popatrzyłem w sufit. Nie obchodził mnie wygląd tego pomieszczenia. Wiedziałem, że już nigdzie nie poczuję się jak w domu.
Magnolia… to kolejne miasto, które znienawidzę.
Zamknąłem oczy, cholernie pragnąc zasnąć i obudzić się w prawdziwym, rodzinnym domu. Usłyszeć śmiech mamy, głos taty i wygłupiać się z nimi.
Nie pamiętałem ich za dobrze, ale nie chciałem, żeby nawet te zamazane wspomnienia związane z nimi kiedykolwiek zniknęły, ponieważ były jedyną rzeczą, jaka mi po nich została.
Popatrzyłem na kobietę, odgarniającą włosy z czoła. Uśmiechnęła się do mnie promiennie. Przeniosłem wzrok na mężczyznę otwierającego bagażnik niebieskiego samochodu.
Tak naprawdę nie są moimi biologicznymi rodzicami. Oni zmarli, kiedy miałem sześć lat. Zginęli w wypadku samochodowym. Później trafiłem do domu dziecka, skąd zabrali mnie ci ludzie, gdy skończyłem osiem. Po prostu się pojawili, ze sztucznymi uśmiechami na twarzach i oznajmili, że od teraz jestem ich synem.
Tylko że nigdy, nawet przez moment, nie czułem się jakbym był ich dzieckiem.
Byłem im wdzięczny jedynie za to, że wyrwali mnie z tego piekła, jakim był sierociniec.
- Natsu, synku, nie rób takiej skwaszonej miny – odezwał się ojciec z naganą w głosie.
Właśnie wypakowywał z samochodu torby z ubraniami. Starałem się przywołać na twarz uśmiech, ale udało mi się tylko jeszcze bardziej skrzywić. Westchnąłem, zrezygnowany i rozejrzałem się po okolicy.
Szeroka ulica, brukowane chodniki, szeregi różnorakich domów… czy w oddali jest pałac? Przyjrzałem się uważniej budowli i stwierdziłem, że tak właśnie jest. Chyba że to dom jakiegoś snoba, nie zdziwiłbym się. Z tej odległości trochę ciężko było mi to ocenić, chociaż nigdy nie narzekałem na słaby wzrok. Wręcz przeciwnie – mam dość wyostrzone zmysły.
Przeniosłem wzrok na nasz nowy dom – dwupiętrowy, pomalowany na biało. Okna były dość duże, dach czarny i spadzisty, wystawał z niego komin. Szeroka ścieżka prowadziła wprost do trzech schodków, wybudowanych przed drzwiami. Po jej bokach stały lampki, które zapewne miały ułatwić nocne spacery po podwórku. Musiałem przyznać, że ogród też był zadbany i wyglądało mi na to, że rozciągał się nawet na tyłach domu. Ogrodzenie, pomalowane na kolor zielony, było spiczaste u góry. Stwierdziłem, że łatwo będzie przez nie przechodzić, jeśli będzie się uważało.
Może nie będzie tak źle?
- Skarbie, przez weekend będziesz mógł trochę poznać miasto, ale pamiętaj, że w poniedziałek już idziesz do szkoły – przypomniała matka.
- Wiem – mruknąłem, zirytowany.
Czy wszystkie matki powtarzają po sto razy tak oczywiste rzeczy?
Ciekawe, czy moja prawdziwa mama też by tak mnie irytowała…
- Pomógłbyś ojcu. – Popatrzyła na mnie z naganą i poszła otworzyć drzwi.
Westchnąłem cicho, przeklinając w myślach to cholerne miasto. Wziąłem pudło z jakimiś w zasadzie lekkimi rzeczami i zaniosłem do środka, po czym postawiłem je na podłodze w salonie. Był pusty, meble miały przyjechać w przeciągu godziny.
Wyszedłem przed budynek. Razem z ojcem przetransportowaliśmy wszystkie rzeczy do tego pomieszczenia, które wziąłem za salon. Wtedy już uznałem, że mogę się oddalić. Otworzyłem tylne drzwi, które skrzypnęły przeraźliwie i poszedłem na zewnątrz.
- Natsu Otonashi, proszę mi nigdzie daleko nie odchodzić! – Usłyszałem wołanie matki.
- Mam na nazwisko Dragneel – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. – I zawsze tak będzie.
Wdzięczny za to, że tego nie usłyszała, rozejrzałem się. Za czymś podobnym do wielkich krzaków dostrzegłem coś czerwonego. Nie znam się na roślinach. Okrążyłem krzaczory i moim oczom ukazała się huśtawka ogrodowa. Opadłem na nią z głośnym jękiem.
Dlaczego nigdy nic nie idzie po mojej myśli?
W poprzednim mieście – Sano – nie było idealnie, ale też nie tragicznie. Nawet miałem tam ludzi, których mogłem śmiało uznać za przyjaciół. I Kairę… którą naprawdę kochałem.
A potem wszystko się skomplikowało – ojciec dostał propozycję bardzo dobrze płatnej pracy, ale konieczna do tego była przeprowadzka.
Tylko po co kazali mi jechać z nimi? Przecież sami doskonale wiedzą, że jesteśmy sobie obcy mimo tylu lat mieszkania pod jednym dachem…
Kaira proponowała mi, żebym u niej zamieszkał i naprawdę bardzo tego chciałem, jednak oni byli nieugięci… i wylądowałem tutaj.
Wyciągnąłem telefon. Zero wiadomości, brak połączeń nieodebranych. No tak, czego ja się spodziewam… w końcu minął dopiero dzień, odkąd mnie nie ma.
Ale Kaira mogłaby się odezwać…
Wybrałem jej numer i wcisnąłem zieloną słuchawkę.
Jeden sygnał.
Drugi.
Trzeci.
Czekałem chwilę, zniecierpliwiony, aż wreszcie odezwała się poczta głosowa.
Przeczesałem ciemne włosy palcami, wkładając komórkę z powrotem do kieszeni. Pewnie nie słyszała telefonu lub nie mogła odebrać. Po prostu zaczekam. Cierpliwie… chociaż tej cechy charakteru zawsze mi brakowało.
***
Musiałem przysnąć, bo kiedy otworzyłem oczy, było już ciemno. Dalej siedziałem na huśtawce – a raczej półleżałem. Podniosłem się i przeciągnąłem. To miejsce zdecydowanie nie było zbyt wygodne, kości mnie bolały.
Wszedłem do domu frontowymi drzwiami – one przynajmniej nie skrzypiały – i od razu zauważyłem, że meble już stoją, a połowa pudeł została rozpakowana.
- Dziękuję za pomoc, synu – warknął ojciec, kiedy mnie zauważył. – Gdzie się włóczyłeś?
Już miałem odpowiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Po prostu wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się głupio.
- Pytam się o coś, więc może byś odpowiedział. – Rzucił mi spojrzenie zabójcy.
- Byłem na mieście… i straciłem poczucie czasu – odparłem, wymijając go. – Mam sypialnię na górze, prawda? – Ruszyłem po schodach, nawet na niego nie patrząc.
- Tak, całe piętro jest twoje. I Natsu… następnym razem chociaż powiedz, jeśli będziesz się gdzieś wybierał – poprosił, chociaż zabrzmiało to raczej jak rozkaz.
Odetchnąłem głęboko i skinąłem głową, po czym pokonałem ostatnie stopnie i skierowałem do pierwszego lepszego pokoju, który okazał się moją sypialnią. Bez zbędnych ceregieli walnąłem się na łóżko i popatrzyłem w sufit. Nie obchodził mnie wygląd tego pomieszczenia. Wiedziałem, że już nigdzie nie poczuję się jak w domu.
Magnolia… to kolejne miasto, które znienawidzę.
Zamknąłem oczy, cholernie pragnąc zasnąć i obudzić się w prawdziwym, rodzinnym domu. Usłyszeć śmiech mamy, głos taty i wygłupiać się z nimi.
Nie pamiętałem ich za dobrze, ale nie chciałem, żeby nawet te zamazane wspomnienia związane z nimi kiedykolwiek zniknęły, ponieważ były jedyną rzeczą, jaka mi po nich została.