Wstałem w niezbyt cudownym
nastroju i od razu po ubraniu się opuściłem dom, nie zachodząc nawet na
śniadanie – które i tak zapewne na mnie nie czekało.
Westchnąłem ciężko i skierowałem się do „Świątyni Palaczy”. Standardowo oparłem się o ogrodzenie i odpaliłem papierosa. Gajeel, który nadszedł dosłownie dwie minuty później, wyminął mnie bez słowa. No tak – nadal jest wkurzony o wczoraj.
Nawet kiedy spaliłem, jakoś nie miałem ochoty ruszyć się z miejsca. A wtedy zauważyłem zbliżającego się w moją stronę Graya. Instynktownie poprawiłem szalik ojca, który zwinąłem z szafy (apaszki Stinga nie zamierzałem nosić).
- Cześć – przywitał się, uśmiechając się z lekkim znużeniem.
- Siemka – odpowiedziałem, również witając go uśmiechem.
- Pokłóciłeś się z Gajeelem? Widziałem, że nawet do ciebie nie zaszedł. – Podrapał się po głowie, jakby niepewny tego, czy powinien ze mną rozmawiać.
- Nie będę ukrywał, że chodzi tu o ciebie – mruknąłem, postanawiając w końcu być z nim szczery. Już wystarczająco mu nakłamałem wczoraj.
- O mnie? – Uniósł brew ku górze w geście zdziwienia.
- Tak. Wiesz dobrze, że nie cieszysz się zbyt dobrą reputacją. Oni się po prostu boją, że o nich zapomnę, bo będę cały czas widywał się z tobą… - dokończyłem, wzdychając ciężko.
Przygryzłem wargę, widząc zrozumienie w jego oczach.
- Byłem idiotą sądząc, że dam radę zmienić swoją opinię. A więc muszę dalej grać skurwysyna. Chociaż w sumie… tak nie do końca go gram. – Zaśmiał się, ale to nie był śmiech wesołości.
- Nic nie musisz! – zaprotestowałem gorączkowo, chwytając go za ramiona. – Dlaczego chcesz nadal udawać kogoś, kim nie jesteś? Pokaż im, że się zmieniłeś. Że chcesz się zmienić.
Patrzyłem prosto w jego oczy, zdeterminowany, aby przemówić mu do rozumu. Nie wiedziałem, dlaczego tak nagle chciał „się zmienić”. Przeczucie mówiło mi, że chodzi o mnie – ale szczerze mówiąc wątpiłem, by tak właśnie było.
***
Stwierdziłem, że nie chcę dalej tkwić w tak podłym nastroju, więc spróbuję pogodzić się z Gajeelem. W wypełnieniu tego celu przeszkodziła mi Erza, ciągnąc mnie za sobą do jakiejś pustej klasy. To było dość… zaskakujące.
- W jakim celu mnie tu przywiodłaś, piękna niewiasto? – zarzuciłem tekstem w stylu dyra Makarova. Tak z braku lepszych pomysłów.
- Chcę, żebyś pomógł mi wymyślić główne hasło mojej kampanii wyborczej – odparła, opierając dłonie o blat ławki. – I jakbyś mógł… rozdasz ciasteczka innym klasom?
O shit, ona nie żartuje.
- Może być „hokus pokus, czary mary, Erza kupi wam browary”? – zaproponowałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Zaśmiała się, słysząc to.
- Byłoby dobre, ale dyrek mnie za to zabije, więc nie rób sobie jaj, ok?
- No to może… „Jestem sobie Erza mała, na mój widok staje pała”?
Widząc jej minę, natychmiast powiedziałem, żem żartował, co by nie oberwać.
- To ja nie wiem – stwierdziłem, wzruszając ramionami. – Skoro poprzednie opcje odrzuciłaś, to co powiesz na „Na mnie głosujcie, albowiem dzięki mnie lepsze czasy nastaną”. Czy coś innego a’la Master Yoda.
- Widzę, że poprosiłam o pomoc złą osobę. – Potrząsnęła głową, wzdychając ciężko. – A myślałam, że akurat ty jesteś choć trochę inteligentny.
Nadąłem policzki w rosnącym niezadowoleniu.
- Może nie jestem wybitnym intelektualistą, ale głupi też nie jestem – mruknąłem, krzyżując ręce na piersi.
- Natsu… Tak naprawdę to chciałam tylko powiedzieć, że nie mam nic przeciwko temu, iż spędzasz teraz sporo czasu z Grayem. Tylko proszę, uważaj i nie mieszaj się w sprawy jego i Stinga. Jeżeli chcesz trzymać z Grayem, odpuść sobie znajomość z tamtym.
Spojrzałem na nią nieco zaskoczony, ale nic nie mówiłem. Widziałem, że to nie wszystko, co Scarlet chce mi powiedzieć.
- Zapewne jeszcze nie wiesz, jak to między nimi było. Sama słyszałam tylko plotki, ale coś w nich musi być. Nie nienawidziliby się tak bez powodu. Zauważyłam, że każdy z nich lubi cię bardziej, niż chciałby to przyznać… więc musisz opowiedzieć się jednoznacznie. Rozumiesz?
Skinąłem głową, przygryzając wargę. Teraz tym bardziej nie chciałem, aby Gray się dowiedział o tym, co zaszło między mną i Stingiem.
Czy istnieje ryzyko, że Gajeel się wygada?
Westchnąłem ciężko i skierowałem się do „Świątyni Palaczy”. Standardowo oparłem się o ogrodzenie i odpaliłem papierosa. Gajeel, który nadszedł dosłownie dwie minuty później, wyminął mnie bez słowa. No tak – nadal jest wkurzony o wczoraj.
Nawet kiedy spaliłem, jakoś nie miałem ochoty ruszyć się z miejsca. A wtedy zauważyłem zbliżającego się w moją stronę Graya. Instynktownie poprawiłem szalik ojca, który zwinąłem z szafy (apaszki Stinga nie zamierzałem nosić).
- Cześć – przywitał się, uśmiechając się z lekkim znużeniem.
- Siemka – odpowiedziałem, również witając go uśmiechem.
- Pokłóciłeś się z Gajeelem? Widziałem, że nawet do ciebie nie zaszedł. – Podrapał się po głowie, jakby niepewny tego, czy powinien ze mną rozmawiać.
- Nie będę ukrywał, że chodzi tu o ciebie – mruknąłem, postanawiając w końcu być z nim szczery. Już wystarczająco mu nakłamałem wczoraj.
- O mnie? – Uniósł brew ku górze w geście zdziwienia.
- Tak. Wiesz dobrze, że nie cieszysz się zbyt dobrą reputacją. Oni się po prostu boją, że o nich zapomnę, bo będę cały czas widywał się z tobą… - dokończyłem, wzdychając ciężko.
Przygryzłem wargę, widząc zrozumienie w jego oczach.
- Byłem idiotą sądząc, że dam radę zmienić swoją opinię. A więc muszę dalej grać skurwysyna. Chociaż w sumie… tak nie do końca go gram. – Zaśmiał się, ale to nie był śmiech wesołości.
- Nic nie musisz! – zaprotestowałem gorączkowo, chwytając go za ramiona. – Dlaczego chcesz nadal udawać kogoś, kim nie jesteś? Pokaż im, że się zmieniłeś. Że chcesz się zmienić.
Patrzyłem prosto w jego oczy, zdeterminowany, aby przemówić mu do rozumu. Nie wiedziałem, dlaczego tak nagle chciał „się zmienić”. Przeczucie mówiło mi, że chodzi o mnie – ale szczerze mówiąc wątpiłem, by tak właśnie było.
***
Stwierdziłem, że nie chcę dalej tkwić w tak podłym nastroju, więc spróbuję pogodzić się z Gajeelem. W wypełnieniu tego celu przeszkodziła mi Erza, ciągnąc mnie za sobą do jakiejś pustej klasy. To było dość… zaskakujące.
- W jakim celu mnie tu przywiodłaś, piękna niewiasto? – zarzuciłem tekstem w stylu dyra Makarova. Tak z braku lepszych pomysłów.
- Chcę, żebyś pomógł mi wymyślić główne hasło mojej kampanii wyborczej – odparła, opierając dłonie o blat ławki. – I jakbyś mógł… rozdasz ciasteczka innym klasom?
O shit, ona nie żartuje.
- Może być „hokus pokus, czary mary, Erza kupi wam browary”? – zaproponowałem pierwsze, co przyszło mi do głowy.
Zaśmiała się, słysząc to.
- Byłoby dobre, ale dyrek mnie za to zabije, więc nie rób sobie jaj, ok?
- No to może… „Jestem sobie Erza mała, na mój widok staje pała”?
Widząc jej minę, natychmiast powiedziałem, żem żartował, co by nie oberwać.
- To ja nie wiem – stwierdziłem, wzruszając ramionami. – Skoro poprzednie opcje odrzuciłaś, to co powiesz na „Na mnie głosujcie, albowiem dzięki mnie lepsze czasy nastaną”. Czy coś innego a’la Master Yoda.
- Widzę, że poprosiłam o pomoc złą osobę. – Potrząsnęła głową, wzdychając ciężko. – A myślałam, że akurat ty jesteś choć trochę inteligentny.
Nadąłem policzki w rosnącym niezadowoleniu.
- Może nie jestem wybitnym intelektualistą, ale głupi też nie jestem – mruknąłem, krzyżując ręce na piersi.
- Natsu… Tak naprawdę to chciałam tylko powiedzieć, że nie mam nic przeciwko temu, iż spędzasz teraz sporo czasu z Grayem. Tylko proszę, uważaj i nie mieszaj się w sprawy jego i Stinga. Jeżeli chcesz trzymać z Grayem, odpuść sobie znajomość z tamtym.
Spojrzałem na nią nieco zaskoczony, ale nic nie mówiłem. Widziałem, że to nie wszystko, co Scarlet chce mi powiedzieć.
- Zapewne jeszcze nie wiesz, jak to między nimi było. Sama słyszałam tylko plotki, ale coś w nich musi być. Nie nienawidziliby się tak bez powodu. Zauważyłam, że każdy z nich lubi cię bardziej, niż chciałby to przyznać… więc musisz opowiedzieć się jednoznacznie. Rozumiesz?
Skinąłem głową, przygryzając wargę. Teraz tym bardziej nie chciałem, aby Gray się dowiedział o tym, co zaszło między mną i Stingiem.
Czy istnieje ryzyko, że Gajeel się wygada?
***
Od razu po lekcjach zgarnąłem Metalowca na papieroska. Początkowo chciał mnie spławić, ale jak obiecałem, że będę szczerze odpowiadał na jego pytania, zgodził się ze mną pójść.
Przystanęliśmy przy ogrodzeniu.
- Pytanie pierwsze – zaczął Gajeel. – Dlaczego sądzisz, że mamy sobie cokolwiek do wyjaśnienia?
- Nie chcę się z tobą kłócić. Nie jestem jeszcze do końca pewny, ale chyba zakochałem się w nim – mruknąłem cicho, automatycznie paląc buraka.
- W Fullbusterze, ta? Mówiłem ci, że on nie jest dla ciebie. Lepiej o nim zapomnij, jeśli nie chcesz mieć później samych problemów. – Oparł się o ogrodzenie, wyciągając papierosa. Zapalił go i zaciągnął się dymem głęboko w płuca. Nawet na mnie nie spojrzał.
- Erza też mnie ostrzegała. Przed nim i przed Stingiem – odparłem. – Rozumiem, że się o mnie martwicie, ale zrozum… nie zapomnę o was, dalej będziemy spędzać razem czas, jak do tej pory.
- Nie uważasz, że już trochę za późno na ostrzeżenia przed Stingiem? – Uśmiechnął się drwiąco. – Ostro cię wypieprzył, co? A może zechcesz mi wmawiać, że ci się nie podobało, hm?
Otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia.
Jak. On. Kurwa. Mógł. Powiedzieć. Coś. Takiego.
- A więc tak się bawimy? – Skrzyżowałem ręce na piersi. – Dopóki nie powiedziałeś czegoś tak… kurwa. Nie chcę cię już widzieć, pseudo przyjacielu, który nie potrafi mnie zrozumieć – warknąłem i uderzyłem go z pięści w twarz.
Z nosa pociekła mu krew, patrzył na mnie ze złością. Odwróciłem się na pięcie i podążyłem prosto do domu, gdzie – jak się mogłem spodziewać – zawzięcie ignorowano moją obecność.
***
Leżałem na łóżku, wpatrując się tępo w sufit. Nic nie szło tak, jak powinno. Czułem, że tracę grunt pod stopami. Próbowałem ogarnąć wszystko myślami, ale nadal było zbyt wiele niewiadomych.
Dlaczego Sting i Gray tak bardzo się nie znoszą? Dlaczego Sting tak bardzo chce mnie mieć? A Gray…? Dlaczego raptem usiłuje się zmienić, dlaczego tylko dla mnie jest miły? I co ważniejsze – dlaczego Gajeel tak bardzo się wścieka, kiedy widzi mnie z którymś z nich lub rozmowa zejdzie na ich temat?
Za dużo pytań.
Cóż… chyba będę musiał zacząć wreszcie porządkować swoje życie i zastanowić się nad tym, czego w ogóle chcę.
Tylko… od czego zacząć?
Hej, hej. Mam nadzieję, że miło wam się czytało.~
Mmm... Kurde no... Nie wiem co napisać. O.o to mi... Mózg wyczyściło... Nie ogarniam. Przeczytam jeszcze raz ale w lepszym humorze niż mam teraz i może ogarne :) czytali sie ok ale za szybko sie skończyło :)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka i weny :)
Ach, cudowny trójkącik! Brunet, blondyn i... różowiasty, i czego więcej chcieć od życia? Może tego, żeby skomplikowana sytuacja tego trzeciego się wyjaśniła, nie dał się zastraszać i wybrał tego jedynego? O tak! To recepta na happy end, na który R ma wielką chrapkę i nie mniejszą nadzieję :D. Weny, Kochana!
OdpowiedzUsuńTwoja R ♥.
Ps. Podobało się, podobało, ale mi mało!